POWSTANIE STYCZNIOWE
Między Warką a Kozienicami
22 stycznia 1863 roku wybuchło największe polskie powstanie narodowe skierowane przeciwko rosyjskiemu zaborcy. Impulsem do rozpoczęcia walki był manifest Tymczasowego Rządu Narodowego, reprezentującego wszystkie warstwy ówczesnego społeczeństwa oraz ziemie leżące w historycznych granicach dawnej I Rzeczypospolitej. Był to spontaniczny wyraz sprzeciwu wobec carskiego ucisku i intensywnej polityki rusyfikacji.
Od samego początku walka miała nierówny charakter. Istniała ogromna dysproporcja sił między oddziałami powstańczymi a wojskiem rosyjskim. Nie istniała regularna armia, a jedynie oddziały partyzanckie, w których zaledwie niewielki odsetek walczących był wyszkolony i dobrze uzbrojony. W sumie przez całe powstanie, we wszystkich oddziałach przewinęło się około 200 tysięcy ludzi. Stoczono 1228 bitew i potyczek.
Wydarzenia 1863 roku nie ominęły rejonu Warki i Kozienic. Wprawdzie oba te obszary rozdzielała w sposób naturalny Pilica i podobnie jak dzisiaj, dzieliły odrębne granice administracyjne, jednak bieg powstańczych wypadków kazał powiązać z sobą te tereny.
Lasy dawnej Puszczy Kozienickiej i Puszczy Stromeckiej zamknięte były w trójkącie, którego ramiona spoczywały na brzegach Wisły i Pilicy. Na południu, za drogą Radom – Puławy rozciągały się lasy iłżeckie, a od zachodu, za drogą Radom – Białobrzegi, lasy opoczyńskie. Przebiegały przez ten obszar dość dobrze utrzymane trakty pocztowe, ale pozostałe drogi w okresie wiosennych roztopów lub większych opadów deszczu zamieniały się w błotniste, nieprzejezdne pułapki. Z tego względu teren ten był dogodnym miejscem do operacji partyzanckich, za to znacznie utrudniał przemarsze regularnych wojsk rosyjskich. Szczególnie ciężkie zadanie miały wojska carskie, które prowadziły pościgi za ukrywającymi się wśród lasów partyzantami.
Obszerny puszczański kompleks leśny, pełen torfowisk i bagien dawał schronienie wielu oddziałom powstańczym, które, walcząc za Pilicą lub Wisłą, znalazły się w niebezpieczeństwie. Tu można było spokojnie przeczekać, odnowić siły, zaplanować kolejne akcje. Dodatkowym atutem tych terenów była wyjątkowa przychylność miejscowej ludności. O ile w innych rejonach kraju chłopi odnosili się do powstania z chłodną obojętnością lub nawet z wrogością, to tutaj wszystkie puszczańskie wsie wspierały partyzantów. Zapewniano im ochronę, dostarczano żywność, opiekowano się rannymi. Wielu miejscowych chłopów wstępowało w szeregi oddziałów powstańczych.
Najwcześniej na tym terenie pojawił się oddział Władysława Turkettiego. Jego partia powstańcza formowała się w okolicach Góry Kalwarii a w lasy kozienickie dotarła 21 marca. Już cztery dni później Turketti stoczył pod Świerżami zacięty bój ze znacznymi siłami rosyjskimi. O sukcesie Polaków zadecydowała wówczas mężna postawa dowódcy i brawura kosynierów.
W puszczy przebywał wielokrotnie naczelnik wojskowy województwa sandomierskiego płk Dionizy Czachowski. Nie stworzył tu jednak stałego obozowiska. Przechodził jedynie przez kozienickie lasy i miejscowości, które znalazły się na szlaku jego marszów. Zatrzymywał się na krótko, najwyżej na jeden dzień w wybranych puszczańskich wioskach. Przyjmował wtedy ochotników, rozsądzał sprawy, wydawał rozkazy.
Inne oddziały powstańcze, które pojawiały się w tym rejonie, po krótkim odpoczynku lub nawet po zwycięskim epizodzie bitewnym, szybko odchodziły za Wisłę na teren własnych działań. Tak było z oddziałem Jankowskiego, który bił się 20 kwietnia pod Jedlnią i 14 maja pod Rozniszewem, podobnie oddział Ćwieka-Cieszkowskiego oraz Pawła Gąsowskiego. Losy tego ostatniego dowódcy miały bardziej dramatyczny przebieg. Kiedy przebywał w tych stronach jesienią 1863 r., stoczył 2 listopada zwycięską potyczkę pod Magnuszewem. Trzy miesiące później pojawił się tu ponownie, prowadząc oddział tzw. „Dzieci Warszawskich”. Przekroczył Wisłę pod Ryczywołem i w trakcie ucieczki przed rosyjskim pościgiem dotarł do Głowaczowa. Tu, 15 lutego 1864 r., pod wsią Lipa został niespodziewanie zaatakowany przez wroga. Doszło do masakry próbujących ratować się ucieczką powstańców. Zginęło ich wówczas czterdziestu, a dwa razy tyle zostało rannych.
Zdarzało się również, że dążący do puszczy oddział nie zdołał do niej dotrzeć. Tak było z oddziałem Władysława Grabowskiego. Uciekając spod Nowego Miasta, powstańcy kierowali się w stronę Warki. Liczyli, że znajdą schronienie za Pilicą zanim dopadnie ich pościg. Do starcia doszło wczesnym rankiem 18 maja na skraju lasu powyżej Nowej Wsi pod Gołębiowem. W pierwszej fazie bitwy szarża jazdy rosyjskiej została szczęśliwie odparta przez strzelców i kosynierów. Następnie Grabowski starał się przejąć inicjatywę, posyłając na skrzydło moskiewskiej piechoty swych kosynierów. Kiedy ci wyszli z lasu na otwarte pole, znaleźli się nagle w ogniu kartaczy. Pierwsza salwa załamała atak. Było wiele ofiar. To przesądziło o losach bitwy. Część oddziału z Grabowskim na czele uciekła, przedzierając się przez okrążenie, inni walczyli do końca, zamknąwszy się w zagrodach sąsiedniej wsi Czarna. I tu zginęło wielu partyzantów. Ci, którzy nie zdołali uciec, dostali się do niewoli.
W istotny sposób zaznaczył swoją obecność w tych rejonach oddział Malinowskiego. Ten były rosyjski wojskowy zjawił się w puszczy dopiero pod koniec zimy 1864 r. Zebrawszy rozproszonych rozbitków partii Michalskiego i Piwnickiego, utworzył ostatni na tym terenie oddział powstańczy. Włożył wiele wysiłku, aby ożywić powstanie. Starał się zmobilizować do walki masy chłopskie. Działania te jednak nie miały już wtedy większych szans na powodzenie. 17 kwietnia jego oddział został osaczony i rozbity pod Jaroszkami.
Najważniejszą postacią związaną z wydarzeniami 1863 r. na tym terenie był legendarny pułkownik Władysław Kononowicz. Nie zachowały się wiarygodne źródła o jego przeszłości. Wiadomo, że urodził się w 1820 r. i był zdymisjonowanym oficerem rosyjskim. Dłuższy czas walczył na Kaukazie i w walkach z tamtejszymi góralami zdobył sławę mężnego dowódcy. Tam też poznał strategię walki partyzanckiej. W lasach między Magnuszewem a Warką pojawił się pod koniec marca 1863 r. Miesiąc później, po rozstaniu z Czachowskim, założył stałe obozowisko na niedostępnej Kępie Rozniszewskiej (Obecnie – Anielin Kępa.) Jego bojowe dokonania od chwili objęcia samodzielnego dowództwa aż do tragicznej śmierci na wareckich błoniach, trwale wpisały się w pamięć miejscowej ludności.
Adiutantem Kononowicza był Władysław Komornicki, syn obywatela ziemskiego z Grabowa. Jako student Szkoły Głównej w Warszawie związał się z ruchem konspiracyjnym stronnictwa czerwonych. Tuż przed wybuchem powstania Komornicki wrócił w rodzinne strony z misją przygotowania bazy operacyjnej dla działań bojowych. Dokonał rozpoznania terenu pod kątem logistyki i możliwości zaopatrzeniowych. Organizował spotkania z miejscową ludnością, na których przedstawiał cele powstania oraz wyjaśniał zasady planowanego uwłaszczenia chłopów. Pełniąc funkcję adiutanta, był niezastąpiony w planowaniu tras przemarszu, w utrzymywaniu kontaktów z miejscowym środowiskiem ziemiańskim, chłopami i cywilnymi władzami powstania.
Wyjątkową postacią oddziału Kononowicza był ksiądz z zakonu kapucynów, Agrypin Konarski. Od początku powstania pełnił posługę kapelana wojskowego. Najpierw w oddziale M. Langiewicza, potem u T. Cieszkowskiego, D. Czachowskiego i w końcu w oddziale W. Kononowicza. Kronikarze tamtych wydarzeń zwracają uwagę, że był to ksiądz nie tylko mocno zaangażowany w opiekę duchową nad żołnierzami, ale też był przykładem niezwykłej odwagi na polu bitwy. Władze rosyjskie okrutnie ukarały niezłomnego duchownego, skazując go na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano w Warszawie 12 czerwca 1863 r. Łaskawszy los spotkał innego księdza-patriotę, Wincentego Grodzickiego, proboszcza z Warki, który skazany za pełnienie obowiązków powstańczego naczelnika miasta oraz działania zmierzające do podtrzymania powstania, spędził 10 lat na katorżniczych pracach na Syberii.
Czas zatarł już dawno ślady pozostawione na leśnych drogach przez maszerujące oddziały partyzantów i niewiele drzew pamięta powstańcze obozowiska. Przetrwała jednak legenda, pomniki i krzyże nagrobne rozsiane po obu brzegach Pilicy. Pozostało wspomnienie o małym oddziale partyzantów, których los wpisał na karty wielkiej historii narodowych czynów.